piątek, 29 czerwca 2012

"Como, wróć!" Steven Winn

Como, wróć! to komiczna i chwytająca za serce opowieść o desperackich próbach pozyskania przez amerykańskiego dziennikarza zaufania trudnego psa po przejściach, w którym „zakochała się” córka autora. W książce roi się od humorystycznych scen pościgów za przygarniętym ze schroniska terierem, spiskowania przed każdym spacerem i prób przechytrzenia psiaka.       
Como, wróć! to po części zbeletryzowany poradnik, jak sobie poradzić z nieufnym psem, a po części doskonała, pełna humoru opowieść filozoficzna o zbawiennym wpływie posiadania czworonoga na życie nie tylko dzieci, ale i dorosłych. To historia trudnej znajomości, która poddana wielu niełatwym próbom, na koniec przeradza się w szczere, niekłamane uczucie.

Co czujesz, gdy widzisz jak pies, dopiero co przygarnięty ze schroniska oddala się od ciebie w zastraszającym tempie? Złość? Rozpacz? Bezsilność? Czy gniew na samego siebie, że nie dopilnowałeś drzwi, aby nie uciekł? Pewnie wszystko na raz. Cała gama emocji znane człowiekowi przechodzą przez twoje ciało niczym porażenie prądem. Mając na uwadze to, że na dwóch nogach nie masz szans dogonić zwinnego, małego kundelka - mieszańca teriera to i tak pędzisz za nim nie zważając na niebezpieczeństwa jakie stwarza ruch uliczny czy inne potencjalne zagrożenia. Widząc powoli oddalający się punkt, przyspieszasz swój bieg. Twoje zmysły zostały zagłuszone. Słyszysz tylko szybkie bicie swego serca oraz echo kroków odbijających się od asfaltu. Opuszczają cię wszelkie siły, ale z nieznanych powodów rezerwy siedzące gdzieś głęboko w tobie pozwalają na dalszy, spisany na straty pościg. Dobrze o tym wiesz, ale biegniesz dalej. Zmęczenie rozchodzi się po całym ciele, poczynając od nóg, które stają się ciężkie jak ołów. Z każdym oddechem zwalniasz, powoli ogarnia cię rozpacz. Teraz tylko pomoże ci jakiś cud, jeśli nic się nie wydarzy stracisz psa. Nie masz już siły, chcesz się poddać, lecz nagle zza zakrętu wyjeżdża furgonetka, która jest twoją ostatnią szansą na schwytanie uciekiniera.

To i wiele innych zabawnych oraz wzruszających przypadków możemy przeczytać w "poradniku" "Como, wróć!". Nieudolne próby zdobycia zaufania młodego psiaka ze schroniska spalają na panewce. Do tego dochodzi nieznana niechęć żywiona przez zwierzaka do mężczyzn, która tylko komplikuje oswojenie psa. Autor opisuje jak powoli i niezdarnie docierają się z Como, tytułowym bohaterem oraz jak do tego doszło, że właśnie on, a nie inny pies znalazł się w domu. Po kilkuletnich namowach córki na nowego domownika i eksperymentach z wszystkimi możliwymi zwierzętami domowymi, wprowadzają do domu niepozorną istotkę, która potrafi zmienić spokojny rodzinny świat  w istny cyrk.

Jako właścicielka podobnego "niepozornego" mieszańca terriera zdrowo się uśmiałam przy tej lekturze. Czytając kolejne linijki pogoni autora widziałam samą siebie jak nie raz goniłam za moją małą szelmą w piżamie i kapciach po lesie. Dla posiadaczy takich właśnie "spokojnych" psów jest to lektura obowiązkowa. Każdy dogomaniak znajdzie cząstkę siebie w tej przyjemnej pozycji.

Cheers!!!

Wydawnictwo:  Galaktyka
Tytuł oryginału:  COME BACK, COMO
Tłumacz:           Beata Otocka
Liczba stron:     272
Ocena:             10/10

wtorek, 12 czerwca 2012

Powrót do łask

Uf, ile czasu minęło odkąd ostatni raz tu zawitałam? Już nawet nie chce mi się sprawdzać. Natłok pracy zrobił swoje, ale na szczęście miałam kilka chwil na czytanie i pielenie w ukochanym ogrodzie, który dzielnie znosi raz susze, a raz ulewy. Od początku maja codziennie zjadam po główce sałaty i końca nie widać, tak w tym roku się rozrosła. Czuję w sobie spokój, gdy patrze na otaczającą naturę. Ogarnia mnie dreszczyk emocji, jak tak czekam na pierwsze zbiory groszka cukrowego oraz bobu, a na koniec lata dorodnych dyni. Gdy stoję pochylona nad grządką pomidorów słyszę w oddali klangor żurawi, a jak spojrzę w niebo to również te wspaniałe ptaki. Przesłałabym Wam kilka zdjęć z mojego małego świata lecz aparat mi wyzionął ducha i nie mam czym to zrobić, a w najbliższym czasie nie planuję zakupu nowego, ponieważ ciężko zapracowane pieniążki idą na inny cel. Dowiecie się tego później, gdyż jest to jeszcze w fazie planowania. Mam nadzieję, że   będziecie chcieli czytać moje wypociny, na które mam teraz trochę czasu. 

Cheers!!!

środa, 7 września 2011

I Ty oddaj krew!!!


Chciałabym Wam zdać pierwsze sprawozdanie z pierwszego oddania krwi w RCKiK. Już od pewnego czasu chodziłam z  zamiarem rozpoczęcia oddawania krwi, ale wiecie jak to jest, powstrzymuje nas jakiś ważny lub mniej ważny powód dla którego nie możemy zrealizować planów.  Tak więc w weekend zebrałam się w końcu w sobie i pierwsze co zrobiłam w poniedziałek to pojechałam do RCKiK w moim mieście. Cała ta procedura mija dość szybko, u mnie trwało to razem z pobieraniem krwi niecałą godzinę, a ludzi było co nie miara. Wszystko jest dosyć proste wystarczy, że dawca spełnia kilka prostych kryteriów, a mianowicie:



  • jesteś osobą pełnoletnią, a nie przekroczyłeś 65-ego roku życia
  • czujesz się zdrowy
  • ważysz nie mniej niż 50kg 
  • pragniesz pomóc drugiemu człowiekowi

Krok 1. Rejestracja.

Wypełniamy formularz, który otrzymujemy przy rejestracji. Odpowiadamy na kilka prostych pytań o przebytych chorobach, ryzykach zakażenia oraz stanu zdrowia. Przynosimy ze sobą oczywiście jakiś dokument tożsamości, może to być dowód osobisty, legitymacja studencka, paszport albo prawo jazdy. Po papierkowej robocie jesteśmy kierowani do lekarza na szybkie badania przed wstępnym pobraniem krwi. W laboratorium pobierane jest od nas 50 ml życiodajnego płynu, jest to lekkie nakłucie na zgięciu łokciowym, które wcale nie boli więc nie trzeba panikować. Po kilku minutach dostajemy pełne wyniki naszej krwi. Jeśli wszystko jest w normie tzn. poziom hemoglobiny(HGB) jest powyżej 12 i  nie mamy zawrotów głowy to spokojnie możemy iść oddawać krew.

Krok 2. Pobranie krwi.

Leżymy na fotelu i dostajemy igłę w prawą bądź lewą żyłę zależy, którą nam pani doktor poleci. Pobrane nam zostaje 450 ml krwi. Pomagamy sobie robiąc przez 5 minut (czas pobierania krwi w mojej placówce) ten sam ruch czyli zaciśnij, otwórz, zaciśnij, otwórz oczywiście pięść. Panie przy pobieraniu są bardzo sympatyczne, a same pytania o samopoczucie skierowane do nas jest miłe. Po oddaniu wystarczającej ilości krwi odpoczywamy przez kilka minut na fotelu i uciskami ranę. Jeśli wystarczająco długo przetrzymamy  gazik to pozostanie nam mała ranka od ukłucia igły oraz ledwo widoczny siniak. 

Krok. 3 Paczuszka na odchodne.

Od miłych pań dostajemy swoistą paczuszkę:

  • Badanie krwi do domu
  • Poznamy swoją grupę krwi (jeśli np. nie znaliśmy jej wcześniej)
  • Dzień wolnego jeśli ktoś pracuje
  • Satysfakcję z możliwości uratowania czyjegoś życia.
  • Równowartość 4500 kcal. W moim przypadku to było 8 pysznych czekolad, 1 batonik oraz napój owocowy 
 
Zachęcam wszystkich do oddawania krwi, ponieważ cały zabieg nie jest bolesny, a mamy tę świadomość, że możemy uratować komuś życie.

Cheers!!!

wtorek, 6 września 2011

"Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego" Jean Marie Auel

Razem z jasnowłosą dziewczynką o imieniu Ayla cofamy się do zarania dziejów ludzkości, by przeżywać zadziwiające przygody w Europie epoki lodowcowej. Osierocona po trzęsieniu ziemi Ayla trafia do krainy, którą zamieszkuje plemię całkowicie odmienne od jej własnego - Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego. Początkowo niebieskooka dziewczynka nie wzbudza zaufania plemienia. Trochę serca okazuje jej tylko wiekowa szamanka, widząca w dziwnej dziewczynce swoją następczynię oraz stary przywódca klanu, który - sam nie wiedząc dlaczego - chroni białoskórą przed złośliwością członków gromady. Kiedy Ayla dorasta, poznaje Klan i jego styl życia, aż wreszcie zostaje zaakceptowana. By przetrwać, wraz z Klanem będzie musiała stawić czoło krwiożerczym stworom i dzikim zwierzętom, a także sięgnąć po tajemną wiedzę dotąd zakazaną dla kobiet... 

Mała dziewczynka błądzi po obszarze, które kiedyś zamieszkiwała. Pewnego dnia wielkie trzęsienie ziemi pochłonęło jaskinię razem z jej rodzicami. Z dnia na dzień została sama na świecie i nie wiedząc dokąd pójść ruszyła w niebezpieczną i nieznaną podróż w poszukiwaniu śladów innych ludzi. Głodna i zmarznięta podąża wzdłuż brzegu rzeki zostawiając za sobą rodzinne strony. Wody ma pod dostatkiem, lecz nie zdołała nauczyć się odróżniać jadalnego pokarmu od trującego. Podczas swojej wędrówki napotyka na stado bydła i z zaciekawieniem przystaje aby je obserwować. Gdy w pewnym momencie widzi jak lwica próbuje zaatakować jedno z krów, bez namysłu rzuca się ratować zwierzę. Tym czynem zbliżyła się niebezpiecznie do partnera lwicy i jej dwóch młodych. Na szczęście chowa się w małej jaskini i przeczekuje zagrożenie. Niestety lew nie poddaje się tak szybko, dosięga łapą pięciolatkę i boleśnie rani ją w udo, zostawiając cztery głębokie rany.  Dziewczynka z trudem chowa się w małej niszy, gdzie drapieżnik nie może jej dosięgnąć. Dopiero po dwóch dniach wychodzi z jaskini aby upewnić się czy zwierzęta odeszły. Z radością zauważa, że tak też postąpiły, niestety na ranie powstał stan zapalny. Na granicy świadomości rozpoznaje nurt rzeki, z trudem próbuje dojść do brzegu, ale siły ją opuszczają i nagle traci przytomność.

Tajemniczy Klan podróżuje po nieznanych terenach w poszukiwaniu nowej jaskini. Iza, znachorka klanu,  odnajduje na drodze małą dziewczynkę. Prosi wodza o przyzwolenie pomocy małej. Brun zastanawia się przez moment i postanawia  pozostawić jej decyzję. Ostrzega ją, że nikt inny nie będzie się zajmować kolejnym dzieckiem, dlatego Izie pozostaje to zadanie. Podnosi ostrożnie dziecko z ziemi i niesie je ze sobą jak członka klanu. Ratując dziewczynkę, kolejny raz pokazała, iż tytuł znachorki należy się jej. Gdy dziewczynka budzi się z majaków wywołanych gorączką doznaje szoku. Przed nią siedzi obca osoba z przerażającym obliczem. Ze strachu może tylko patrzeć na postać dużymi oczami. Iza  widząc, że jej zabiegi zakończyły się sukcesem i dziewczynka czuje się lepiej, daje jej jedzenie i wodę. Pięciolatka powoli wraca  do zdrowia. Dziwi ją małomówność członków klanu. Któregoś dnia Creb, Mog-ur,  próbuje nauczyć ją swojego imienia. Ku jego radości udaję mu się i tym sposobem Iza i Creb dowiadują się, że dziewczynka ma na imię Ayla. Po pozornie bezowocnym poszukiwaniu nowej jaskini, Iza wkrótce odnajduje nowe schronienie dla klanu. Teraz nastaje czas aby zadecydować o przyszłości jasnowłosej Ayli.

Autorka przez wiele lat intensywnie prowadziła poszukiwania w celu napisania Sagi Dzieci Ziemi.  Skłoniło ją to do odwiedzania wielu zakątków naszego świata, by stworzyć odpowiednie tło do swoich powieści. Książki o przygodach Ayli sprawiły, że  Jean M. Auel stała się sławna w środowisku literackim. Dzieci Ziemi sprzedały się na całym świecie w  32 milionach egzemplarzy i zostały przetłumaczone na 22 języki. "Klan niedźwiedzia jaskiniowego", został nawet sfilmowany w 1986 roku z Daryl Hannah w roli głównej bohaterki Ayli.

Sagę Dzieci Ziemi mogę polecić wszystkim, kto choć raz chce zatopić się w innym świecie.  Muszę przyznać, że opis scenerii w każdej książce staje się coraz bogatszy. Powieść sama w sobie jest warta przeczytania. Można się dużo rzeczy nauczyć o różnicach między  Homo neanderthalensis a Homo sapiens oraz kontaktach społecznych panujących w klanie. Pamiętam jak mama mi kiedyś opowiedziała o  znajomej pracującej w Totolotku, której pożyczyła tę serię. Tak wciągnęła ją ta powieść, że za każdym razem, kto wchodził do środka w celu wysłania numerów, miała ochotę udusić intruza.;D

Cheers!!!
                     
Wydawnictwo:  Zysk i S-ka
Tytuł oryginału: THE CLAN OF THE CAVE BEAR
Tłumacz:           Jan Jacuda
Liczba stron:     632
Ocena:             10/10
                

sobota, 27 sierpnia 2011

"Karaluchy" Jo Nesbø

W domu publicznym w stolicy Tajlandii znaleziono ciało zamordowanego norweskiego ambasadora. W Oslo pospiesznie tworzony jest plan uniknięcia skandalu. Policjant Harry Hole wsiada do samolotu skacowany, z zastrzykami witaminy B12 w walizce i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku – wśród świątyń, palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów go-go. Odkrywa, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo: za ścianami pełza coś, co nie znosi światła dziennego...

"Karaluchy" to druga część serii o norweskim detektywie Harrym Hole. Tak samo jak w pierwszej książce "Człowiek - Nietoperz", akcja powieści rozgrywa się z dala od domu głównego bohatera. Warunki  panujące w Tajlandii autor opisuje bardzo autentycznie, co sprawia, że czytelnik potrafi odczuć duszący upał i przenosi się na zatłoczone ulice azjatyckiego kraju. Akcja sama w sobie bardzo wolno się rozwija. Po zebraniu pierwszych informacji i nawiązaniu pewnych kontaktów, Harry odsuwa dochodzenie w cień, w związku z tym czytelnik nie zbliża się  rozwiązaniu zagadki. W tym fragmencie Nesbø ukazuje nam wewnętrzne konflikty norweskiego policjanta, którego nękają ciągłe wspomnienia zamordowanej dziewczyny, aby sobie z tym poradzić często zagląda do kieliszka. Pod koniec powieści, akcja wyraźnie nabiera rozpędu i głęboko wnika w polityczną grę o pozycję oraz okrutne praktyki biznesowe w tajskiej gospodarce. Nesbø udaje się te relacje przekazać w sposób wiarygodny i ekscytujący, również delikatny temat dziecięcej prostytucji oraz wykorzystania jest umiejętnie i bezlitośnie obnażony. Rozwiązanie sprawy jest zaskakujące i trafny, niestety zdarza się to nagle i wszystkie wyjaśnienia są podsunięte czytelnikowi pod nos za jednym zamachem. Co więcej jest to tak przedstawione  iż wydaje się jakby Harry cały czas miał podejrzanego  na swej liście.

"Karaluchy" tak jak poprzedni tytuł jest ciekawym i inteligentnym kryminałem, który zachwycił mnie na wiele sposobów. Niestety fabuła w połowie zaczyna się dłużyć, a akcja zatrzymuje się w miejscu i nie wnosi do sprawy nic nowego. Ponadto przeszkadzało mi nagłe zakończenie, które jest przekonujące, ale w mojej opinii nie było bardzo pomocne, ponieważ czytelnik dowiaduje się wielu ciekawych rzeczy dopiero na końcu. Po "Człowieku - nietoperzu", "Karaluchy" były moją drugą książką Jo Nesbø, którą przeczytałam. Dla mnie osobiście była to słabsza część od poprzedniej książki, niemniej jednak bez wahania polecam tę pozycję kryminalnym maniakom.

Cheers!!!

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Tytuł oryginału: KAKERLAKKENE
Tłumacz:           Iwona Zimnicka
Liczba stron:     320
Ocena:             8/10

środa, 24 sierpnia 2011

"Człowiek - Nietoperz" Jo Nesbo

Sydney - najstarsze miasto Australii, u swych początków - pierwsza angielska kolonia karna. Miasto o wielu twarzach. To właśnie tu przybywa norweski policjant Harry Hole, by wyjaśnić sprawę zabójstwa swej rodaczki, Inger Holter, która być może stała się ofiarą seryjnego mordercy. Z miejscowym policjantem, Aborygenem Andrew Kensingtonem, Harry poznaje dzielnicę domów publicznych, podejrzanych lokalików, w których handluje się narkotykami, ulice, po których snują się dewianci seksualni. Przytłoczony mnóstwem obrazów i informacji Norweg początkowo nie łączy ich w logiczną całość. Zrozumienie przychodzi zbyt późno i Harry za wyeliminowanie psychopatycznego zabójcy musi zapłacić wysoką cenę.

Norweska aktorka Inger Holder zostaje zgwałcona i uduszona. Policjant z Oslo Harry Hole pojawia się w Australii, by pomóc w wyjaśnieniu sprawy. Szef policji z południowego okręgu Sydney natychmiast wyjaśnia mu, iż nie powinien maczać palców w sprawie, którą prowadzi. Zamiast tego proponuje Harry'emu spędzenie kilku dni w mieście. Aby zachować pozory wysyła mu do pomocy aborygena Andrew Kensingtona. Ten pokazuje Norwegowi miejsce zbrodni oraz świadków. Rozwija się między nimi  coś w rodzaju przyjaźń. Harry wraz z rozwojem akcji zakochuje się w barmance, poznaje wielu dziwnych ludzi i dowiaduje się kilku ciekawych rzeczy o Australii oraz jej mieszkańcach. Prowadząc śledztwo na własną rękę Harry  poszerza swoje teorie dotyczące morderstwa aktorki. Diler narkotykowy, znający Inger zostaje głównym podejrzanym w dochodzeniu, niestety  policji brakuje dowodów świadczących o jego winie. Poprzez ingerencję Harry'ego, stwierdza się, iż istnieje podobieństwo między przypadkami zgwałconych i uduszonych kobiet,  a  sprawą morderstwa Inger. Niestety wciąż brakuje jakiegokolwiek sprawcy. Nieoczekiwanie na scenie pojawia się nowy podejrzany, ale zanim  policja jest w stanie go aresztować, odnajdują dwa nowe morderstwa, które odrzucają dotychczasowe domysły. Harry zamieszany w tę sprawę rozwiązuję zagadkę, płacąc za to ogromną cenę.

"Człowiek-nietoperz" to pierwsza książka wprowadzająca na scenę kryminalną detektywa Harry'ego Hole.  Pozycja ta posiada mało akcji, lecz nie trzeba się tym zrażać, ponieważ nadrabia to dobrze wykreowanymi bohaterami oraz fabule, która zmienna jest jak strumień, co niespodziewanie zawraca nadając nowy kierunek śledztwu. Harry Hole nie jest postacią w żadnym stopniu podobną do  Jamesa Bonda czy Sherlocka Holmesa, musi sam przeprowadzać dochodzenie narażając przy tym swoje życie. Mając jedynie minimalne wskazówki dotyczące zagadki, używa swojego doświadczenia oraz wyobraźni aby odnaleźć sprawcę. Niekiedy  nie widząc wyjścia  musi zaczynać wszystko od nowa., dochodząc do wyjaśnienia krok po kroku. Jako bohater skandynawskich kryminałów  ma wiele problemów, z którymi musi się borykać podczas śledztwa. Ta książka to istny skarbiec wiedzy o Australii i Aborygenach. Sceny przemocy ograniczone są do niezbędnego minimum, wiec czytelnik nie spotka się ze scenami skręcającymi żołądek. Miałam szczęście, iż moja mama zakupiła tę książkę kilka lat temu, gdy można ją było znaleźć w księgarniach. Przeglądając domową bibliotekę znalazłam  pierwszy kryminał autorstwa Jo Nesbo i od niechcenia rozpoczęłam lekturę. Wciągnęła mnie tak, iż nie mogłam oderwać wzroku od stronic książki. Tym oto sposobem norweski detektyw podbił moje serce i co roku z niecierpliwością czekam na każdą jego powieść. Duże POLECAM.

Cheers!!!

Wydawnictwo: POL-NORDICA Publishing
Tytuł oryginału: FLAGGERMAUSMANNEN
Tłumacz:           Iwona Zimnicka
Liczba stron:     368
Ocena:             9/10

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Książkowe pogaduchy #1

"Dlaczego właściwie czytasz?" Czy ktoś zadał Wam już takie pytanie? Bo mnie tak. I to wczoraj. Siedziałam na przystanku, w oczekiwaniu na autobus, więc dla zbicia czasu zaczęłam czytać. Kwitłam na ławce, gdy przez dobrą godzinę nie nadjeżdżał mój transport, kątem oka zauważyłam, że patrzy się na mnie starszy Pan jakbym przybyła z innej planety. Po chwili zapytał się dlaczego czytam. Na początku myślałam, że chodzi mu o to co robię w tym momencie. Odpowiedziałam mu, że czytam bo inaczej bym się nudziła, a perspektywa oglądania  przejeżdżających samochodów jakoś mnie nie pociągła. Sądziłam, iż odpowiedziałam na jego pytanie, ale się myliłam. Mężczyzna chciał wiedzieć, dlaczego w ogóle czytam. Jaki jest sens wciskania swojego nosa w nudną książkę. Tak właśnie, powiedział nudną, co mnie - szczerze mówiąc - zdenerwowało. Zanim mogłam mu odpowiedzieć wsiadł do swojego autobusu, a ja ponownie zatopiłam się w książkę.

Wieczorem, gdy dotarłam do domu głębiej zastanowiłam.się nad tym pytaniem  Dlaczego właściwie ludzie czytają? Ostatnimi czasy  słyszałam, iż książki to wielka strata czasu. Wciągają nas w świat, który nie istnieje. Poświęca się wiele godzin na to, aby zapomnieć o prawdziwym życiu, które nas omija na zewnątrz. Co za bzdura!!!

Według mnie książki mają duże znaczenie. Czytam nie ze względu - jak to przeważnie robią inni - aby przeczytać książkę, mówiąc później "Ta, też przeczytałam tę książkę." Czytam bo sprawia mi to przyjemność. Czytam bo dobrze się czuję. Nie uważam, iż jest to strata czasu.

Czy sens czytania nie tkwi właśnie w zanurzeniu się w innym świecie? Świecie lepszym, ciekawszym i piękniejszym niż w tym, w którym żyjemy? Świat oferujący rzeczy, których nie daje nam prawdziwy?  Świat z ludźmi wzbudzającymi zaufanie.  Ludzie i  istoty, które sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi, razem z nimi się śmiejemy i płaczemy, bądź wywołują w nas złość. Czy czytanie nie jest rodzajem wakacji? Człowiek ucieka od rzeczywistości, zatapia się w nieswoim życiu i tęskni i marzy aby ten świat był prawdziwy? Zatracamy się w obcych kulturach, krajach. Uczymy się  rzeczy, których w prawdziwym życiu byśmy nie zrobili. Mamy możliwość podróżowania w przyszłość lub przeszłość. Wiemy jak to jest, gdy dosięga nas zagłada, albo przemierzamy całą galaktykę w statku kosmicznym. Czytanie to dla mnie coś więcej, niż strata czasu, moim zdaniem jest to obraza dla tych co wielbią się w książkach. Oczywiście istnieją ludzie, którzy nie wiedzą co począć z książką trzymaną w dłoniach. Mnie na przykład nie interesuje podnoszenie ciężarów, nie oznacza to jednak, iż powinnam krytykować tych ludzi oraz ich zamiłowania.
Czytanie to dobry sposób na odprężenie i siedząc z nosem w książce jest tysiąc razy lepsze od siedzenia przed telewizorem lub komputerem. Czytanie nie tylko sprawia przyjemność, ale i dokształca. Co myślicie o tym?

Cheers!!!